Recenzja filmowa nr 614: Emilia Pérez (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 614: Emilia Pérez (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Starałam się jak najbardziej odsuwać w czasie seans tego filmu, gdyż wrzawa jaka zapanowała wokół niego i jego twórców wydawała się uniemożliwiać obiektywną ocenę. Kto tak, jak ja, przebywa na co dzień w około filmowej bańce, nasłuchał się na temat „Emilii Perez”, zanim jeszcze film ten trafił do kin. Zrobiło się też głośno przy okazji ogłoszenia nominacji do Oscarów, których otrzymał aż 13. Kiedy już sporo czasu minęło i emocje w końcu opadły, można się na spokojnie zastanowić, czy film wart był takiej wrzawy. Moim zdaniem nie.

Obraz nie jest ani tak okropny, jak zapowiadali jego najzagorzalsi krytycy, ani nie zasłużył na deszcz nagród. W mojej ocenie jest przede wszystkim bardzo nierówny. Sama historia szefa kartelu narkotykowego z Meksyku, który przechodzi operację zmiany płci i już jako tytułowa Emilia Perez pomaga rodzinom ofiar swoich dawnych przestępstw, brzmi obiecująco. Jednak się z tej obietnicy nie wywiązuje.

To taki trochę anty musical, czyli konwencja, za którą nie przepadam, kiedy choreografia jest niedopracowana, a aktorzy celowo nie trafiają w nutę, kiedy śpiewają. Przeżyłam to całkiem niedawno przy okazji „Jokera 2”. Męczyłam się wtedy i męczyłam się teraz. Poza tym ten film to zlepek skrajności. Jeśli już jakaś piosenka wypada dobrze, jak „El Mal”, która ma ciekawą oprawę i wpada w ucho, to niestety, żeby do niej dotrzeć trzeba przecierpieć takie twory jak „La Vaginoplastia”. Tę część mózgu, w której zakotwiczyła się ta piosenka, mam ochotę wypalić sobie gorącym żelazem. To samo tyczy się aktorów. Zoe Saldana zasłużyła na swojego Oscara i jest najjaśniejszym punktem tej historii, chociaż jej bohaterka czasami jest na bakier z logiką. Tymczasem Selena Gomez nie do końca sobie radzi na ekranie, trochę się miota i bardzo irytuje.

Tempo jest mocno poszarpane, niektóre sceny się dłużą, tymczasem napakowana akcją końcówka jest tak skondensowana, że część kluczowych wydarzeń ma miejsce poza ekranem. Największy jednak problem mam z główną bohaterką, a raczej z faktem, że zmianę płci traktuje się jak przeszczep osobowości. Film odcina się grubą kreską od przeszłości Emilii jako bossa narkotykowego odpowiedzialnego za śmierć wielu ludzi i zostawia nam tylko Emilię – filantropkę. Nawet jeśli spotyka ona na swojej drodze wdowę po jednej ze swoich ofiar, to okazuje się że mężczyzna był przemocowcem, więc w sumie dobrze się stało. No jak wygodnie! Film, który chce być traktowany poważnie, a jednocześnie unika poważnych kwestii, nie jest chyba dla mnie. I nawet bardzo ciekawa oprawa wizualna, nie jest mi w stanie tego zrekompensować.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Jacques Audiard

Ocena: 5/10